Ostatni Patrol

    Późny wieczór w bazie Navarro. Głęboko pod powierzchnią ziemi w pokoju odpraw załoga Vertibirda VB2 odbierała najnowszy rozkaz. A brzmiał on tak "Patrol w sektorze c4". Sierżant Smith, dowódca załogi przyjął rozkaz z zadowoleniem.
 - Kolejny patrol w sektorze c4. Tam to sie nic nie dzieje, nawet łanamingosy nie chodzą. Załoga wyruszamy jutro o 6:00. Rozejść się.
Załoga składała się z trzech osób: dowódcy sierżanta Smitha, nawigatora O'Rany i pilota Blinda.
Nazajutrz wczesnym rankiem w blasku wschodzącego słońca, przy temperaturze 16 stopni Celsjusza i poziomie promieniowania radioaktywnego troche powyżej normy troje trooperów Enklawy siedzialo w swoiej ukochanej maszynie gotowi do odlotu.
 - Ustawić kurs 060845.- dał rozkaz Smith.
 - Kurs ustawiony.- odpowiedział O'Rany.
 - Start za 5 sekund,4,3,2,1 lecimy.- wystartował Blind.
Powietrze wypełnił ryk silników i stalowy ptak z wdziękiem Boeinga737 pomknął w powietrze.
Mijała własnie godzina 9:03. Wszystkie lampki swieciły się na zielono, radar nic nie wskazywał, gdy nagle nic się nie stało. Światełka nadal świeciły się na zielono a radar nic nie pokazywał.
 - Sierżancie?- zapytał O'Rany.
 - Tak?-
 - Czy wiedział pan, że po wojnie atomowej pogłowie bydła w Ameryce wzrosło dwókrotnie?-
 - Naprawde? To bardzo ciekawe, ale czy ma to coś wspólnego z naszą misją?-
 - Nie tak tylko mówie.-
 - To nie mów tylko patrz na radar.-

     Tymczasem 158,3 miliona lat świetlnych dalej na drugim końcu galaktyki na pokładzie małego promu Federacji.
 - Poruczniku Klerk proszę ustawić kurs 091945. Prędkość warp 0,9.
 - Na rozkaz kapitanie Spot.- Porucznik Klerk pchnął dzwignię napędu i jednostka przyspieszając zniknęła w błysku błękitnego światła. Po kilku minutach spokojnego lotu w kabinie zawyły syreny i rozbłysło czerwone światło alermowe.
 - Co się dzieje poruczniku?-
 - Wpadliśmy w międzyczasową interferencję ponadprzestrzenną. Muszę zauważyć, że jest to bardzo specyficzne zjawisko bo nigdy o czymś takim nie słyszałem.- stwierdził Klerk.
 - Wyhamować. Natychmiast mamy znaleźć się w normalnej przestrzeni. I wyłączyć to czerwone swiatło bo czuje się jak w burdelu.
 - Prędkość podświetlna. Przed nami jakaś planeta. Wygląda jak Ziemia.-
 - To niemożliwe. Ziemia? Tutaj? Musimy to sprawdzić. Wchodzimy w atmosferę.-
 - Yes Sir.-

      Spowrotem na pokładzie Vertibirda VB2. Tu takżę rozległo się alarmujące pikanie ostrzegawczego pikajnika.
 - Sierżancie Smith radar wykrył niezidentyfikowany obiekt latający.-
 - Co? Przecierz tylko my mamy pojazdy zdolne do lotu więcej niż jeden raz. Czy to napewno nie jeden z naszych?-
 - Napewno nie Sir.-
 - W takim razie zestrzelimy go. Kurs na przechwycenie.-
 - Yes Sir. Będzie w naszym zasięgu za 2 minuty.-
 - Uzbroić gatling laser. Przyspieszyc do predkości bojowej.-
 - Laser uzbrojony. Jest prędkość bojowa. Cel w zasięgu za 10 sekund.-
 - Otworzyc ogień na mój rozkaz. TERAZ!-
Niebo przeszyły laserowe błyskawice. Vertibird plujac ogniem swych dział ruszył na wroga z szaleńczą furią w oczach [ %( ].
 - Sierżancie nasze pociski odbiły się od niego.-
 - Nawet go nie drasneliśmy. Strzelać dalej.-
Nagle prom Federacji wypluł z siebie smugę czerwonego światła.
- Manewr wymijający! UNIK UNIK UNIK
Promień trafił prosto w lewy silnik vertibirda.
Silnik malowniczo stanął w płomieniach.
 - Za poźno aaaaaaa!!!!!-
 - Dostaliśmy Sir! Zniszczony lewy silnik! SPADAMY SPADAMY !!-wrzasnął Blind.
 - Zaraz się rozbijemy.... Sir stało się coś dziwnego! Czujniki wskazują, ze on tez spada! Ale my mu nic nie zrobiliśmy!- wykrzyczał O'Rany.
 - Nieważne! Przygotowac się do awaryjnego lądowania!- wrzasnął Smith.
 - Spadamy na to miasteczko!!! aaaaaa!!!!- powiedzial nawigator.
 - Aaaaa!!!!!- wykrzyczał pilot.
 - Aaaaaaaaaa!!!!!!!!- wrzeszczał sierżant.

      - Kapitanie Spot zostaliśmy zaatakowani przez pojazd latający, który komputer zidentyfikował jako " vibrobird".-
 - Włączyć pola ochronne.  Ładować fazery. Odpowiadamy ogniem.-
 - Fazery naładowane. Cel namierzony.-
 - Ognia!-
 - Trafiliśmy go w lewy silnik. Wróg jest unieszkodliwiony i spada. Rozbije się za 15 sekund 53 metry od zabudowań mieszkalnych.-
 - To dobrze. Wyłączyć pole ochronne.-
Tuż po wyłączeniu tarcz promem targnął potężny wstrząs. Coś wielkiego z jeszcze większym chlapnieciem walnęło w prom.
 - Kapitanie spadamy. Wszystkie systemy uszkodzone! Silniki nie działają!-
 - Co do było?! I czemu po przedniej szybie spływaja jakieś czerwone flaki. Co nas trafiło poruczniku Klerk???!!!-
 - Komputer dokonuje analizy.... to był "cetacea"! 17 sekunddo zderzenia z ziemią!-
 - "Ceta..." co??-
 - "Waleń" kapitanie. Wieloryb. 11 sekund do zderzenia!-
 - Co?! Co tu robi wieloryb? he?-
 - Kapitanie spadamy. 7 sekund.-
 - Wieloryb?-
 - 5 sekund.-
 - Wieloryb??-
 - 2 sekundy.-
 - Wieloryb???-
 - Aaaaaaaaaaaaa!!-

     Na radioaktywne pustkowie padł właśnie prom Federacji. Dwoje członków załogi wypełzło ze zdruzgotanej kabiny.
 - Kapitanie czy nic panu nie jest?-
 - Wieloryb?aaaa.-

     A dziesiątki kilometrów dalej niedaleko miejscowości Klamath, głupi wieśniak Torr pasąc swoje brahminy przyglądał się jak "z nieba zstepuje ognisty rydwan ciągnąc za sobą czarną wstegę". "Ooo" pomyślaał Torr. Chwilę póżniej ognisty rydwan z hukiem wylądował nieopodal pasących sie brahminów. Stado otoczyło wrak. " Ooo. Pójdę zobaczyć." powiedzial Torr i zaczął iść w stronę rozbitego vertibirda. Nagle ze szczątków wypadło dwóch opancerzonych trooperów Enklawy, każdy z wielkim pistoletem w ręku i obaj zaczęli strzelać do wszystkiego co się ruszało (tylko nie do siebie nawzajem oczywiście). Torra ogarnęła panika.
 - AAAAA!!!.- wrzasnął.
Brahminy zaczęły biegać w każdym kieunku na raz.
 - Muuu.*- powiedział brahmin. *(MUsimy uratować Torra. Stratujmy tych dwóch ciulów).
 - Mu mu mu.- dpowiedziały inne brahminy. *( Tak tak tak)
Gdy trooperzy Enklawy zrientowali sie co się dzieje, było już dla nich za późno. Kilka sekund póżniej leżeli rozdeptani przez stado brahminów. Uradowane zwierzęta biegały radośnie wokół wraku, rycząc szczęśliwie:
 - MUUU!*- *( Uratowaliśmy Torra muuu jesteśmy bohaterami!).
Gdy Torr pozbierał sie do kupy i zobaczył szalejące brahminy postanowił zagonić je do zagrody. Wziął cattle prod i zaczął uderzać nim zwierzęta. Brahminy przestraszyły się elektrycznej pałki i zaryczały:
 - MUUUUU*- -*( NAS?! BOHATERÓW?! PRĄDEM?!)
 - Muuu Muuu*- -*( Spadamy stąd i nikt nas nie zatrzyma)
Od tego czasu po pustkowiach grasuje stado dzikich brahminów, króre tratują wszystko i wszystkich.

                                                           KONIEC!
 

BACK