Nagle ziemia zadrżała, powietrze zaczęło gwałtownie
falować, coraz bardziej i bardziej. Mały Chłopiec teraz śmiał się, śmiał
się przez łzy. Teraz nienawidził już całego świata, wszystkich ludzi,
uważających go za chlopca, który nic nie rozumie. Ale on wie wszystko,
teraz wszystko rozumie, i to że jego matka już nie wróci, nie wróci bo
uciekła do schronu, zostawiając go samego, gdyż tam byłby za dużym ciężarem,
jeszcze jedną gębą do żywienia. Nie miał do niej zalu, na jej miejscu
może zrobiłby to samo. Mały Chłopiec jeszcze raz krzyknął,
lecz był to krzyk bólu, gdyż właśnie teraz jego ciało zaczęło się tlić
- najpierw powoli, potem coraz szybciej i szybciej, aż wreszcie zaczęło
się zwęglać, zrobiło się zupełnie czarne, stało sie kupką popiołu, którą
pochłonęło morze ognia.
Świat zginął.
Leszek Chmielewski, Łuków (17lat)
tekst ten pochodzi z kwartalnika "Mała Fantastyka"
nr 2(7)/1989
BACK