FALLOUT PARTY 2011
Wtorek
godzina 15.55 road to nowhere
Za 5 minut koncze prace,
samochod juz zapakowany , za 5 minut ruszam do Barlinka po Gambita. A
tu nagle kurwa jak nie weblo telefonem od klienta ze voip im nie
dziala. Sprawdzam czy mają neta, no kurwa mają:< Wiec sie naprawde
coś zjebalo. 2 minuty do konca pracy wiec trzeba coś wymyślic. No to
dzwonie do nich i mowie rozmijając sie nieco z prawdą ze to wina
dialogu ble ble. I tak jak sprawdzą, ze w chuja polecialem to mnie
juz nie bedzie i ktoś inny bedzie musial naprawiac. Wiec szybko
spierdolongo z firmy i juz jade.
Pojechalem na stacje no i
nakurwiam do Gambita. Dogadalem sie ze jak bede gdzies w Gorzowie to
mam do niego dzwonic. No spoko. Niby to jakis plan. Wiec sobie jade
jade, do Barlinka jakies 150 km a do Gorzowa 120. Juz w Polowie drogi
stworzylem moje pierwsze plasko zwierze. No ale nie o tym. Podroz
mija sielankowo, Az dojezdzam do Gorzowa. Gambit oczywiście nie
odbiera (bo jakze inaczej) to trzeba samemu wykombinowac jak przez
gorzow przejechac zeby stalowcy na widok falubaza klamek nie wyrwali
i cegla nie rzucali. Mialem plan jak wjechac do Barlinka, tzn znalem
nr drogi, ale to nie takie proste. Oczywiście sie zgubilem w tym
zapomnianym przez boga miejscu. Pierwszy moj kontakt z autochtonami
skonczyl sie na „wypierdalaj stad chuju bo jak ci zajebie to..”
no to spoko. Pokrecilem sie w kolko i w koncu Gambit zadzwonil i
powiedzial ze zeby dojechac do Barlinka to sie nie jedzie na Barlinek
tylko na Recz. Spoko loko, jako tako. Dogadalem sie ze bedzie czekac
na wjazdowej drodze do Barlinka. Jakos Pol godziny pozniej tam
dojechalem, wjezdzam do Barlinka i jebitna tablica wita mnie w
„Europejskiej stolicy nornic-walking”. Mysle sobie ze
pewnie dobrze trafilem. No i oczywiście sie nie pomylilem, stoi
gambit na stacji. Kupilismy szlugi i energy-drinki na droge(bez
piwa:<) Gambit stwierdzil ze sie bedzie ze mna solidaryzowal, i
najebiemy sie dopiero na miejscu.
No to nakruwiamy, jeszcze 400
km i sie najebiemy. Nasza droga z Barlinka prowadzila przez walcz i
chuj wie co tam jeszcze. Ogolnie po okolo godzinie zrobilo sie ciemno
i jeblo mglą ale droga byla zajebiscie pusta i mozna bylo
zapierdalac. Tak wiec zapierdalalismy 250km az sie skonczyl gaz. Na
szczescie widac stacje. Podjezdzamy blizej a tu kurwa sie swieci, ale
dystrybutorow nie ma bo stacja w remocie. To chuje. Jedziemy dalej.
Nastepna stacja ale co widze? Stacja marki Rom-Gaz. Nie no kurwa u
Rumuna to ja tankowac nie bede wiec dalej w droge. Wkoncu coś sie
znalazlo zatankowaliśmy, gambit kupil chipsym ja dokupilem fajki.
Podstawowka-Party w samochodzie trwa w najlepsze. Pierwsze oznaki ze
sie zblizamy do Tczewa okazaly sie wkrotce. Najpierw na jakiejs
zabitej dechami dziurze na ograniczeniu 40km/h jadac z 100 jeblo w
oczy fotoradarem. Chcialbym to zdjecie zalączyc do relacji ale nie
chce mi sie czekac az przyjdzie. A potem sie zaczely dziwne nazwy
wiosek typu kamienna karczma, Kalna huta i inne takie chujowe. Tczew
musi byc blisko. A tu nagle…
- Ja pierdole widzialeś to?
- No, dajesz po hantlach i na wstecznym!
No to cofamy sie.
Gambit wysiada i robi zdjecie:
Harq bylby zachwycony. Brzmi jak nazwa horroru klasy D. Swoją drogą pierwsza
cześc zlego miesa juz wyszla:
Ogolnie beka z nazw wiosek a tu
Tczew sie zaczyna. Tajming nawet niezly 500km w 6.5h z przerwa na
tankowanie i gambita.
Wtorek godzina 22.48 spotkanie emerytow
Wjezdzamy do Tczewa kierując sie do vaulta rhotaxa. Po drodze
znajdujemy otwarta stacje gdzie kupilemy 8 speckow i faje. Wjezdzamy
w jakas chujowa uliczke i od razu poznaje chate w ktorej rhotax na
pewno mieszka. Oczywiście sie nie pomylilem. Parkujemy bierzemy
browary. Gambit oświadcza ze widzi, ze Michal siedzi w salonie.
Wjebujemy sie, i zastajemy rhotaxa rzeczywiście w „salonie”
z dzbankiem herbaty (?!) i sluchającego I programu polskiego radia
(??!!) I niby cos dlubiącego przy zwierzakach. Powitania sraty-taty.
Robimy obchod po chacie. Okazalo sie ze w piwnicy mieszkaja zaby etc.
Pora na piwko w kuchni, poczestowaliśmy sie tez salami z lodowki
rhotaxa, ale o efektach pozniej.
Poniewaz Rhotax do picia dla
siebie mial tylko dzbanek herbaty to podzieliliśmy sie z nim piwkami
i tak jakos zeszlo na rozmowach o dupie Maryny i piwku. W ogole
wiecie, ze w I programie polskiego radia o polnocy Graja hymn polski?
Az odruchowo wstaliśmy. Gdy po polnocy piwka sie skonczyly, rhotax
stwierdzil, ze jebie tą robote i idziemy na Orlen po piwka. Idziemy
idziemy, policja kogos zatrzymala przy stacji, ale chuj w to,
wtoczyliśmy sie. Gambit z miejsca pyta czy mają gorące parowy bo hot
doga chce. Otrzymal odpowiedz niestety negatywna. Rhotax pierwszy
kupil czteropak. Podczas jego zakupow Gambit wklada glowe przez
okienko i oświadcza, ze on chce parowe. Potem Gambit kupuje
czteropak, no ale, zeby impreza byla udana, a ze jest juz po 12 to
dzentelmeni pic mogą to bierze jeszcze pol litra bunkowej, pyta
rowniez o hotdoga. Potem ja biore 4pak, Gambit kaze mi sie zapytac
czy mają parowy. Pytam oczywiście, ale sytuacja dalej sie nie
zmienila. Wracamy na chate a tu patrzymy tą samą policje laweta
odwozi. No ok. Po pijaku to bylo smieszniejsze. Nie mogliśmy
oczywiście tak po prostu pojśc i dojśc na chate. Naszą uwage
przyciągnelo jeziorko do ktorego postanowiliśmy sie odlac i wypic po
piwku na chodniku i porozmawiac o tym kto komu daje dupy na oldtown.
Potem jakoś doszliśmy na budowe I tak jakos do 5 rano czas nam
zlecial na oproznianiu zapasow, ogladaniu starych fotek, rozmowach o
cyckach wraz z pokazami na komputerze a takze pierwszych koncepcjach
VIP Room Fucking Club. Ale o V.R.F.C bedzie po?niej. Jakoś o godzinie
5.30 rhotax poszedl spac na podloge a ja sie przytulilem do gambita
na tapczanie i blackout.
Środa rano – kac morderca.
Godzina chuj wie jakoś 11.00. Dzwoni Telefon. Jedyne co z tej
rozmowy pamietam, ze to dzwonil trefl. Nawet nie pamietam o czym do
niego rozmawialem. W kazdym razie wylączylem sie, pora na poranna
fajke. Proboje ruszyc glową a tu mega kac. Przeciez to niemozliwe
zeby po 8 piwach w 6 godzin tak leb napierdalal. Gambit sie podnosi i
wygląda nie lepiej. I wtedy olśnienie, ze obaj jedliśmy salami
rhotaxa. Dziś juz wiedzieliśmy dlaczego wydawalo sie podejrzanie
miekkie. Sraka przycisnela wszystkich. Gambit zacząl sie nawet
zastanawiac czy iśc srac przed rhotaxem i siedziec na zimnej desce,
czy iśc po nim i siedziec na cieplej desce ale w smrodzie. Wybral
oczywiście to drugie.
Potem wpadl balon i gambit i strasznie mnie
wkurwiali pijac piwo. Znowu rozmowy o dupie Maryny i o dziwo o
falloucie. Wtedy mi sie przypomnialo ze trefl dzwonil a ja nie
pamietalem co mowil, wiec do niego zadzwonilem i sie umowiliśmy ze go
bierzemy z gambitem samochodem z pracy i mamy czekac w zakrecie
drugim na prawo za galeria baltycka. No spoko. Mamy tam byc na 16 to
wyjezdzamy o 15. I co wam powiem, to niby droga szeroka a korek dlugi
jak kutas magneto. Droga byla nudna, bo staliśmy ciagle w korku. Na
wysokości Gertrudy gambit stwierdzil ze chce mu sie lac i idzie sie
na gertrude odlac bo i tak daleko nie zdaze odjechac to zdazy wrocic.
Istotnie, jak skonczyl po 10 minutach bylem moze ze 100 metrow dalej.
Wkoncu sie dotoczyliśmy za galerie i gdzie tu kurwa zaparkowac?
Wszedzie chca kapsli. No ale chuj, wjechalem na jakis parking platny
a ze byly tam tez jakies firmy dla ktorych parking byl darmowy, to
udawajac ze obchodza mnie szyldy firm, zerkając na ciecia oddaliliśmy
sie zeby nie placic. Poniewaz chwycil nas glod poszliśmy za zapachem
jedzenia i trafiliśmy do jakiegos chinczyka, ale niestety nie mieli
kebaba wiec powiedzieliśmy pass. Wkoncu z oddali dojrzeliśmy
atletyczną sylwetke kapitana Sowy. Nastapilo jakies tam przywitanie,
wiec szybko spierdalamy z platnego parkingu nie placac. W aucie
rozmowy o chujach w dupach etc, dojezdzamy do Gdyni zostawiamy auto
na miejscu groszka, bety na gore, przywitanie z Wazką (Nie wiem czy
wiecie, ale Wazka chyba sobie cycki powiekszyla).
Środa
popoludnie – wycieczka krajoznawcza
Wyruszylismy z vaultu
Trefla i Wazki w juz w 4 osoby. Droga powiodla nas do reala
podziwiając po drodze zabytki architektury kaszubskiej.W sklepie byla
promocja na specjala. Kupilismy jakies bulki do zarcia i piwo i
wyruszyliśmy na jakas wieze widokową w lesie za Realem. Poczulem sie
oszukamy w chuj. Niby przyjednam nad morze a tu kurwa gory :<. No
jakos sie dotoczyliśmy, znajdując po drodze ekstra komiks z jakiegos
porno pisma ktory uprzyjemnil nam droge, a Gambit recytując na glos
kwesie wyrwal prawie 2 mohery.
Wieza wyglądala nie tak jak sobie
wyobrazalem, bo nie miala desek na schodach, ale i tak bylo
zajebiscie. Piwko na dole na odwage. Pogadalismy troche na bobowe
sprawy no to wpierdalamy sie na gore. Okazalo sie ze gambit ma lek
wysokości, a mnie brak podlogi tez nie zachwycal majac noge w
stabilizatorze. Ale ogolnie 2/10 wjebalismy sie na gore. Widok
zajebisty etc. Musialem przyznac ze to morze to jednak w tych gorach
jest. Ojebalismy tam jeszcze kilka piwek. Bylo zajebiscie fajnie,
dobrze sie gadalo, dobrze pilo, i wtem gdy Gambit chcial nakuriwac
puszkami na dol moim oczom ukazal sie sam Justin Bieber na dole pod
wieza wraz z jakimis dwoma (z daleka) fajnymi dupami. No spoko,
poczekaliśmy az przejda (jak sie potem okazalo weszli na wieze ale
nizej) polecialy puszki, zabawa 2/10 etc. Zaczyna sie ciemno robic
wiec plan zeby zejsc poki jeszcze cos widac wydawal sie byc sensowny.
Trefl, Wazka i gambit zeszli szybko, ja sie wlokąc powoli z ta noga
przechodząc kolo lasek z Justinem uslyszalem glos naczelnego jebaki
oldtown: E Jezus, te dupy to jednak brzydkie są. Nie zapomne wzroku
tych dziewczyn patrzących na mnie. Myslalem, ze mnie zepchna.
Ok.
bedac na dole po jeszcze jednym piwku i ruszamy w dalsza droge.
Oczywiście nie moglsmy od razu pojsc dobrze bo by bylo za pieknie
wiec sie musieliśmy wracac gdy sie okazalo ze sciezka ktora idziemy
to jakas Road to nowhere. Bla bla bla, dochodzimy do cywilizacji,
straszymy jakas laske w podziemnym tunelu i dochodzimy do
degustatorni. Fajna knajpa, dobre piwko, wypiliśmy po jednym,
zajebalismy kufle, pogadaliśmy o jakims seksie grupowym na lozku na
lancuchach, bylo spoko. Potem gdy wyszliśmy w naszej krzepkiej
druzynie nastapil rozlam. Wazka chciala iśc na hot doga, ja na plaze
a gambit z treflem na chate na wode. Jednak udalo sie to wszystko
pogodzic, wiec ja jako, ze nie raz nad morzem bylem to wiedzialem ze
przy plazy sa rzecz jasna stoiska z pierdolami i budki z kebabem wiec
obiecalem wazce ,ze dostanie tam hot doga. Idac w kierunku plazy
Gambit, rodowity mieszkaniec europejskiej stolicy nordic wal kingu
dal darmowy instruktaz nordic wal kingu jakiejs dziewczynie („wyzej
ramiona kurwa, po to są te kijki”) , a ona zamiast podziekowac
przeszla na 2 strone ulicy :<
Doszliśmy jakos do morza, kazdy
oddal mocz do baltyku, ruszyliśmy w strone chaty plaza. Na plazy
jeszcze siad plaski i po piwku. Poszliśmy sobie kolo klifow fajnie
fajnie, a tu nagle z plazy trzeba wjezdzac w las i pod gorke. Tam
jakis wkret o Blair witch Project etc, doszliśmy do cywilizacji, i
wtedy nastapila jakas abstrakcyjna rozmowa o terenowce za kilka
milionow plnow ktorej juz nie ogarnialem.
Pod chatą Trefla i
Wazki zakupiona zostala jeszcze flacha wody. Musze przypomniec ze
samochodem przyjechalem ktory jutro musial sie jakoś pojawic na
sobieszewie. Ale jak to zrobic, nie pojąc kolejnego dnia aby moc
prowadzic? (a nie moglem nie pic od rana) Czlowiek w potrzebie
alkoholowej wpada na genialne pomysly! Dajmy treflowi samochod rano
niech nie idzie do pracy z buta/SKM, a niech podjedzie jak krol
samochodem! (Dobrze, ze sie najebany rano nie zabil ale o tym potem).
Po dotarciu do mieszkania, dla odmiany uraczyliśmy sie alkoholem wraz
z ogorkami chili. Oprocz wody, piwa i fajek byly tez rozmowy, youtube
party z filmikiem kebaba, Chuck testa i innymi bzdurami. Woda sie
skonczyla, kolo 2 gospodarze poszli spac, ja zasnalem niedlugo
pozniej w pozycji siedzącej, a gambit jakies pornuchy jeszcze na TV
ogladal a potem sie przykryl pufą i zasnąl na podlodze.
Czwartek
– sązny dzien
Zaczelo sie bladym switem gdy sie
obudzilem w środku nocy i zobaczylem jak Trefl i Wazka karmią mewy
parowkami. Zasnalem jeszcze troche potem trefl mnie zbudzil zeby dac
mu kluczyki, wyglądal strasznie mizernie, dobrze, ze w pracy spedzil
dzien na fotelu do masazu. Wrocil sie jeszcze po maglighta ktorego
okazalo sie ze ma na plecach przyczepionego do plecaka. Umowilismy
sie ze widzimy sie o 16 pod rebelem,. Ogolnie wstaliśmy jakos o 11
jakias wyprawa do sklepu po sniadanie. Kasia zazyczyla sobie jakieś
zdrowe jedzenie typu jogurt bulka i brzoskwinia. Ja wzielem jakies
bulki a magneto zaszalal i zostawil w Almie 25 zl na zapiekane po
meksykansku cyce z kury. Posililismy sie nieco i zostawiając wazke z
ksiązką do ekonomii poszliśmy na skmke do Wrzeszcza. Podroz ogolnie
bez historii. Dotarlismy do rebela, zostawiliśmy rzeczy przywitaliśmy
sie z czylim i postanowiliśmy udac sie po cos do picia bo kac meczy.
Wychodzac do sklepu Tylem rebela znale?liśmy knajpe gdzie leją
specjala za 4 zeta i tam juz zostaliśmy do 16 (naprzeciwko
Alabakarachujamuja kebab) po pewnym czasie zadzwonil do nas jabot
wytlumaczylismy mu gdzie ma isc. Chwile potem dzwoni Mati to mu
tlumaczymy ze ma wyjsc Tylem rebela, tam zobaczy na skrzyzowaniu
Jabota i ma tam isc, pilismy wiec juz w 4 osoby. Leniwie czas splynąl
do 16.20, a poniewaz o 16.00 mielismy byc w rebeku wiec sie
ruszyliśmy. Okazalo sie ze dobrze ze sie spo?niliśmy bo Mroku juz
prawie sam zapakowal wszystkie rzeczy z magazynu. Pomoglismy
dopakowac reszte, w miedzyczasie pojawila sie wazka, przyjechal
trefl, ciesząc sie ze zyje. Ogolnie Mrokowoz wyjechal w kierunku
sobieszewa, moje auto pilotowane przez trefla ze mna i wazka na
pokladzie rowniez, zaś jabot, gambit i Mati wybrali sie sie
autobusem.
My mielismy jeszcze zajechac do makro po zapasy. Po
drodze gdzies sie zatrzymaliśmy bo Wazka musiala dostarczyc firmowe
dokumeny, bardzo wazne. Wykorzystalem ten czas na zakup fajek. Moje
nogi skierowaly sie do najblizszego monopolowego o swojsko brzmiącej
nazwie „U prezesa”. Wchodze i mowie ze chce 3 paczki LM
light. Zostalem zmierzony wzrokiem, a widac swojsko wyglądalem, bo
uslyszalem pytanie ekspedientki: „Normalne czy ‘tansze’”
no to wziąlem tansze o 2 zl, skad one byly do dzis nie wiem.
Wazka
wrocila pojechaliśmy do makro, kupiliśmy kazdemu tone piwa no i krate
Kumpla na olimpiade. Niedlugo potem byliśmy na sobieszewie. Wazka
postanowila pojśc na wioske nawiązac znajomości w pobliskim
spozywczym celem zdobycia świezych bagietek. Obiecaliśmy, ze
zaczniemy w tym czasie z trelfem rozkladac wszystko (bo mrok wyrzucil
wszystko i musial spadac) wiec jak obiecaliśmy tak zrobiliśmy:
otworzyliśmy piwo i kabanosy. Jakis czas pozniej pojawila sie ekipa
autobusowa, przywoząc ze sobą nurka i wazka. Zaczelo padac, wiec
wnieśliśmy wszystko do bunkra, rozlozyliśmy światlo i zaczela sie
najebka. Nie ma co tu duzo pisac, piwa, wyjebka i muzyka. Mara
zaczela sie wywijac a kazdy jej placic w nagrode walutą atomiconowa,
ktorą chetnie przygarniala za wystepy gdyz ją wcześniej upewnilem, ze
bedzie mozna nia placic u nas na larpie. Z tego dnia niewiele wiecej
pamietam poza scooterem i rozbijaniem butelek o sciane.
Piątek –
Fallout Party i Karton Wiśniowy Mocny.
Przyznam sie bez bicia,
niewiele z tego dnia pamietam. Ogolnie cale FP na Sobieszewie zlalo
mi sie w calośc. Pewnikiem jest ze wstalem zmeczony po czwartkowym
butelka-sciana party. Wlaściwie to bym pospal dluzej, ale nie wiem
czy bardziej mi sie chcialo lac czy pic, a to potrafi wypierdolic
czlowieka ze śpiwora niz gro?ba piwa bezalkoholowego. Szybkie piwko
na śniadanie, bo jedzenie jakoś nie wchodzi i pierwsza obserwacja: o
kurwa drzewo wyroslo w nocy. Ale spoko. Okazalo sie, ze troche ludzi
na FP jednak przyjechalo wiec szybkie miziu etc. Jednak
przedewszystkim moją uwage przykula dziura na szerokośc pilki i
glebokośc lopaty. Ale zajebista dziura! Fajnie jakby ktoś sie w nią
wjebal myśle sobie. Zwolennikow tego pomyslu okazalo sie byc wiecej,
wiec juz szybko powstala pulapka zrobiona z owej dziury i jabota koca
do spania w domu. Kocyk byl zajebiscie wytrzepany rowniutki zajebisty
i plaski jak cycki 7latki. A mimo to nikt nie chcial usiąśc na środku
mimo gorących zachecen zebranego towarzystwa.
Az przyjechala
Tandi z Evinem.
Po krotkiej naradzie przy kocu ustaliliśmy, ze
jak Tandi wkoncu sie rozpakuje i Evin wniesie ich zapas zywności na
wypadek wojny to Tandi na pewno bedzie chciala usiąśc na kocyku a nie
na glebie. Oczywiście gorąco jak zachecaliśmy. I wkoncu sie udalo
choc efekt nie byl zadowalający. Gremium uznalo, ze dziure trzeba
powiekszyc i poczekac na Kawalerie Berg. Oczywiście jak przyjechali
podstep czuli, jednak w dziure wjebali sie jeszcze X i Maly, niestety
nic sobie nie polamali. Potem mialem maly blackout alkoholowy, ale na
szczeście obudzilem sie na hotdogi. To byly najlepsze hotdogi jakie
jadlem na wastelandzie, prawdopodobnie dlatego, ze byliśmy w lesie,
wiec latwiej znale?c coś co świezo zdechlo. W kazdym razie oplacalo
sie taszczyc Wazkowy sloj z ogorkami bo dostaliśmy z mega-bonusem.
Tak sobie radośnie obrabiam parowe gdy podchodzi do mnie Mati.
Spoziera swym wzrokiem spod czapeczki i tak do mnie rzecz: „Ej,
karton wiśniowy sam sie nie wypije” No to myśle sobie „No
kurwa’. Ale gdzie wypic tego kartona, no chyba na plazy.
Amatorow taniego wina na plaze wybralo sie z 10 osob. Musieliśmy
zapijac ten karton piwem bo choc smakowal jak tymbark to jednak byl
wstretny.
Gdy wrocilismy z plazy impreza dogorywala, ojebaliśmy
kogoś na jedzenie i piwo, cośtam sie dzialo przy ognisku ale nic
spekatakularnego czy jak to sie tam kurwa pisze.
Piątek mimo
wszystko byl dniem szczegolnym. Byl to dzien gdzie oficjalnie zostal
otwarty przezemnie i Matiego pierwszy klub swingerski na
wastelandzie, elitarny dodam VIP ROOM FUCKING CLUB (w skrocie VRFC).
Lista czlonkow (i wagin) jest tajna, zainteresowani
wiedzą, ze są juz zrzeszeni, a musze dodac, ze to sama śmietanka
post-apo menow i laseczek, nie ma upierdalania sie. Zapisy są otwart
jednak chetni muszą przejśc weryfikacje wysylając swoje niebanalne
zdjecia zadowalające 2 pierwszych VaginaDwellerow. I pamietajcie.
VRFC to nie tylko szansa na niezle dymanko, ale tez na znalezienie
swojej drugiej polowki (albo 0,7).
Zresztą zobaczcie sami, tak
bylo przed powstaniem VRFC:
A tak po:
wnioski
nasuwają sie same.
Sobota – Paraolimpiada lub
tak zwane Menalia Atletyczne.
Poranek sobotni to nie
tylko kac i piwa rozruchowe, ale tez pieczolowite przygotowania do
igrzysk. Zapisy druzyn, przygotowywanie konkurencji oraz wulkanu
olipmijskiego, w sumie wiele nudnej pracy ktorą trzeba zrobic, aby
darmozjady sie dobrze bawili. Gdy juz wszystko bylo gotowe,
wprowadzony zostal swiatowej klasy zawodnik w skoku pod sklep, Mati z
Czeskiej. Wniosl on calą palete kumpla, ktory byl tegorocznym
trunkiem olimpijskim. Nastepnie pozostalo juz rozpalic wulkan
olimpijski, i olimpiada sie zaczela.
Olimpiade opisze w skrocie,
bo przeciez nikogo larpy nie interesują. W pierwszej konkurencji bez
konkurencji okazalo sie byc jasne pelne (chyba). W strzelaniu sam nie
wiem kto wygral, ale na pewno ten ktory zestrzelil samolot z
prezydentem na pokladzie. Ale to chyba byl synek, bo jako jedyny
wypil piwo, jebnąl serie a potem jeblo go na glebe po kumplu.
Prawdziwe sportowe poświecenie.Albo maly, chuj wie, to wkoncu
nieistotne. Przeciaganie liny to znowu punkt dla jasnego pelnego.
System 3 druzyn na linach sprawdzil sie i bylo to fajne. Na
nawolywaczu nie bylem bo gdzieś pewnie loilem browar. Tak czy inaczej
olimpada 2/10. Nagrode fair-play wygral Havoc za jedyną udaną probe
przekupstwa sedziego.
Sobota rowniez byla dniem szczegolnym
zwlaszcze ze wzgledu na to co dzialo sie wieczorem, czyli przyjecia
Adama w nasze szeregi. Plan tego questa powstawal juz u Kapitana Sowy
na wodeczce w środe. Mianowicie Adam po znalezieniu dziewicy na
oltarzu musi wylowic skarb z morza, brzmi co prawda strasznie
chujowo, ale ogolnie pomysl zajebisty. Wiec aby nie przedluzac, bo
juz mi sie zajebiście nie chce pisac powiem tylko tyle, ze dziewica
zasnela na oltarzu i Adam musial ją budzic, a na plazy (gdzie wkoncu
dotarli) Adam gdy dowiedzial sie, ze ma sie nurzac w zatoce uciekl od
nas odgrazając sie cyt. „Tak kurwa? Mam to wyciągnąc? Dobra,
wyciągne kurwa, ale spierdalajcie stąd, sam to wyciagne, idzcie
sobie). Po czym poszedl na wydme i nie bylo go z 20 minut. Gdy juz
uznaliśmy ze wrocil do bunkra to z otchlani ciemności na plazy
pojawil sie sam tryton w gaciach i począl wyciągac z morza browara.
Uczynil to i znowu zniknąl na wydmach zamiast przyjśc do ognia i sie
ogrzac, Hardcore i JP 200%. Zresztą i tak czekaliśmy wciąz na Trefla
z Chewiem ktorzy sie gdzies zgubili, a takze na Rhotaxa z Chilim.
Pierwsi pojawili sie Rhotax z Chilim, ktorego to musieli wyciagac z
bagna w ptasim raju. Chili obrazil sie, powiedzial, ze nas pierdoli
ominąl ognisko i poszedl dalej plazą w strone ciemności. Po chwili
uslyszelismy gluchy odglos, a światlo latarki ukazalo, ze Karol upadl
pyszczkiem w plaze 10 metrow dalej i śpi.
Potem pojawil sie Adam.
Okazalo sie, ze zdazyl sie ubrac i ojebac piwo ktore wylowil a ktore
mialo byc na przyjecie. Pojawila sie zaraz reszta High Commandu,
jakies piwo sie znalazlo i Adam po browarku i pytaniach zostal naszym
nowym bratem. Posiedzielismy jeszcze chwile przy ognisku i
spierdolilismy do bunkra bo ponoc impreza umiera. Wrocilismy i
faktycznie, jakies zamulanie przy ognisku, ale bunkrowcy dawali
specjale za spiewanie piosenek, a ze i tak darlem ryja to przynajmiej
sie najebalem za darmo. Okolo 3 w nocy, ktoś mnie obudzil przy
ognisku i kazal iśc spac do bunkra. Dziekuje Ci osobo ktorej nie
pamietam (choc to mogla byc Tandi, pewnie ktoś inny mialby wyjebane
gdzie śpie, a Marta musi miec porządek).
Niedziela –
powrot do domu.
Chujowo. Ani najebac sie nie mozna ani
posiedziec dlugo bo w chuja kilometrow do domu, Gambit wieczorem do
pracy etc. Wiec pakowanie pozegnanie i spierdalanie. Zatrzymalismy
sie jeszcze w Tczewie, gdzie to Gambit wzial swoje rzeczy a Iskra sie
obrazila na Rhotaxa, poniewaz przez 10 minut sie śmialiśmy z
opowiedzianej przez nią prawdziwej historii o tym jak ktoś na
Pyrkonie sie spuścil komuś śpiącemu na twarz, ktora wg niej wcale
śmieszna nie byla.
Spierdolilismy z Tczewa kolo 15, wizyta na
stacji paliw po drodze pogorszyla tylko powrot bo zaowocowala gownem
na bucie, przez co cala droge w samochodzie jebalo jak w murzynskiej
wiosce.
The End
VRFC Forever!
~ PFC
Jezus